Nasz ostatni dzień we Flores rozpoczęliśmy od śniadania w pobliskim Cool Beans. Jak zwykle-dobra, lokalna kawa, fasola, ziemniaki, banany.
Po śniadaniu wypożyczyliśmy kolorową łódkę (La Lancha) wraz z jej właścicielem i wypłynęliśmy. Pogoda była wprost wymarzona do spokojnego pływania.
Jezioro Peten Itza to drugie co do wielkości jezioro w Gwatemali, zaraz po jeziorze Izabal.
Najpierw popłynęliśmy na pustą, prywatna plażę. Spędziliśmy tam chwilkę.
Później popłynęliśmy do bardzo małego, ale ciekawego Muzeum na wysepce Santa Barbara.
Obejrzeliśmy trochę lokalnych eksponatów, wypiliśmy świeżego kokosa czyli Coco Frio.
Jezioro Peten Itza to miejsce, w którym żyje ponad 100 różnych gatunków zwierząt. Ryby, ptaki, tukany, papugi, ary a także krokodyle, jaguary, pumy, małpy a nawet jelenie.
Popłynęliśmy do rezerwatu mieszczącego się na Petencito Island. Mogliśmy się przyjrzeć z bliska niektórym zwierzętom. Część z nich chodziła sobie wolno, ale niestety część się raczej męczyła-np pumy, oceloty. Na żywo w Tikal czy Yaxha zwierzęta były jakby bardziej zadowolone z życia...
Wróciliśmy do Flores i przy piwie Gallo i nachosach z guacamole rozkoszowaliśmy się ostatnim wieczorem nad jeziorem.
Następnego dnia udaliśmy się na małe lokalne lotnisko i polecieliśmy do Guatemala City. Zbliżał się koniec naszej podróży. Ponieważ cała wyprawa przebiegła zgodnie z planem mogliśmy spodziewać się jakiejś niespodzianki...
Przenocowaliśmy w hotelu w pobliżu lotniska. Nie śpiesząc się, przyjechaliśmy na lotnisko aż trzy godziny przed odlotem samolotu do Meksyku.
Po przybyciu na lotnisko okazało się że nasz samolot właśnie odleciał.... Na naszych biletach były dwie różne godziny odlotu....a oczywiście patrzyliśmy tylko na jeden bilet.
W Meksyku powinniśmy złapać samolot do Paryża. A z Paryża do Berlina. Staliśmy na lotnisku i nie wiedzieliśmy co robić. Iza panikowała i płakała. Przed oczami już mieliśmy kolejne dni w oczekiwaniu na samolot, dodatkowe wydatki, spóźnienia do pracy z urlopu....
Na domiar złego na lotnisku nie było kogo się zapytać, co możemy dalej zrobić. Okienko naszych linii lotniczych było zamknięte...
Po opanowaniu emocji poszukałem miejsca, gdzie mieszczą się biura linii lotniczych. Bardzo sympatyczna Pani przebukowała nam bilety na kolejny lot-ale była bardzo mała szansa, że zdążymy się przesiąść na samolot do Paryża.
Postanowiliśmy nie ryzykować i kupić bilety na następny, pierwszy, jakikolwiek lot do Meksyku. Udało się kupić na lokalne linie Interjet. Z lotu do Meksyku pamiętam bardzo dobrego Jacka Danielsa.....
W Meksyku już bez przygód złapaliśmy samolot do Paryża i szczęśliwie wróciliśmy do domu zgodnie z planem.
Po powrocie złożyliśmy reklamację i udało się nawet odzyskać pieniądze za dodatkowe bilety. Ale emocje związane z tą przygodą zapamiętamy do końca życia.