środa, 29 lipca 2015

Smaki Gwatemali- cz.II. Antigua i Wulkan Pacaya

Smażone banany, czarna fasola i jajka sadzone- tak rozpoczęliśmy ostatni poranek w Panajachel. Delektowaliśmy się, bo dwa kolejne dni zapowiadały się wczesną pobudką i brakiem śniadań.


Po zjedzeniu "desayuno", gotowi na kolejne przygody, wsiedliśmy do naszego, zarezerwowanego wcześniej, transportu do Antigua.



W naszym busie były komfortowe warunki- szczególnie, że mijaliśmy „trochę bardziej” załadowane środki lokomocji, którymi podróżowali lokalni.



La Antigua Gwatemala- dawna stolica hiszpańskich posiadłości kolonialnych została założona w 1543 r. Miasto położone jest w górzystym regionie środkowej Gwatemali.  Otaczają je trzy wulkany: Volcan de Aqua (wulkan wody), Volcan Acatenango, Volcan de Fuego (wulkan ognia-wciąż aktywny). Wszystkie trzy wulkany mają powyżej 3700 m n.p.m. i robią niesamowite wrażenie górując nad miastem.



Po przyjeździe zameldowaliśmy się w naszym hotelu „Posada san Vincente”  i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta, nie zapominając o szybkim obiedzie.



Co do miast kolonialnych, to zazwyczaj mamy mieszane uczucia wobec nich. Nigdy nam się nie podobają, tak bardzo, jak wynikałoby to z przewodników. Tym razem  zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni.  Antigua ma układ ulic jak wszystkie inne miasta kolonialne- ulice krzyżują się pod kątem prostym i prowadzą z północy na południe i ze wschodu na zachód. Znając system można się nie zgubić :).


Kostka brukowa na pewno pamięta jeszcze czasy hiszpańskich konkwistadorów .


Antigua ma swój magiczny klimat. Trochę dzięki wulkanom, a trochę przez wrażenie jakby czas się tam zatrzymał. Spacerując widzimy mnóstwo ruin kościołów, które przypominają o trzęsieniach ziemi, które nie oszczędzały miasta. Na szczęście jest też dużo pięknych, barokowych budowli, które przetrwały w dobrym stanie lub zostały odbudowane.

                                                                       
Kościół La Merced-a z tyłu piękna fontanna- Nuestra Senora de la Merced zbudowana w kształcie lili wodnej-symbolu władzy Majów.



Kościół Nuestra Senora de Carmen-przeżył kilka trzęsień ziemi, ale fasada wciąż ładnie zachowana.

W samym sercu miasta mieści się główny plac- Zocalo. Znajdziemy tu pałac de los Capitanes Generales i katedrę San Jose-wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

San Jose Catedral
Palacio de los Capitanes Generales
Zocalo to wspaniałe miejsce aby odpocząć pośród drzew, patrząc na fontannę i obserwując jak toczy się lokalne życie.



Po tak intensywnym dniu postanowiliśmy odpocząć przy piwie Gallo i lokalnej kuchni-tym bardziej, że następny dzień zapowiadał się interesująco- wejście na wulkan Pacaya.

Kolejnego dnia znowu pobudka skoro świt-niestety tym razem bez śniadania. Na szczęście widoki, które za chwilę zobaczyliśmy sprawiły, że przestaliśmy myśleć o głodzie i wystarczyła nam paczka nachosów przed wejściem na wulkan,



Wulkan Pacaya to wulkan który mierzy 2552 m. Wciąż aktywny, co widać poniżej:


Wspinaliśmy się a naokoło jeszcze ciepła i parująca lawa:


Na końcu wspinaczki czekała na nas niespodzianka- grillowane nad lawą pianki marshmallow:


Pianki smakowały tak sobie, ale za to widoki były niesamowite.


Niestety, wycieczka dobiegła końca i czas na emocjonującą przebieżkę w dół.


Kiedy już opadły wrażenia i wysypaliśmy piach z butów, wróciliśmy do Antigua myśląc tylko o trzech rzeczach-pić, prysznic, jeść...


Zimna cerveza Monte Carlo i tradycyjna gwatemalska Sopa de frijoles (zupa z czarnej fasoli)-tego nam było trzeba!

Po południu postanowiliśmy jeszcze pokręcić się po miasteczku-zwiedziliśmy dworzec autobusowy
z kolorowymi chickenbusami i ogromny targ na którym prawie się zgubiliśmy.




Myślami byliśmy już w Copan w Hondurasie, gdzie wybieraliśmy się następnego ranka bladym świtem. Tak, bez śniadania....