Machu Picchu fascynuje i zachwyca. Sprawia, że zadajemy sobie setki pytań i nie znamy na nie odpowiedzi. Numer jeden na podróżniczych "bucket lists".
W dniu moich urodzin wyruszyliśmy z Cusco do Ollantaytambo, znaną nam już wcześniej trasą przez Świętą Dolinę Inków. Byliśmy bardzo podekscytowani. Zaplanowaliśmy kilkudniowy pobyt w Ollantaytambo, w którym zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. No i już jutro mieliśmy zobaczyć Machu Picchu-najbardziej tajemnicze miasto świata.
Aby dostać się do Machu Picchu trzeba zaplanować wizytę kilka miesięcy wcześniej. Dlaczego? Ponieważ mamy kilka opcji dotarcia na miejsce:
- Inca Trail- czyli 4 dniowy trekking z przewodnikiem. Jeżeli macie dużo czasu, na pewno warto. My go nie mieliśmy.
- Pociąg. Z Cusco i Ollantaytambo wyrusza kilka składów dziennie. Na kilka wagonów dwa są dla turystów. W związku z tym jest bardzo ograniczona liczba miejsc i trzeba bilety kupować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. My kupiliśmy je przez internet 4 miesiące wcześniej.
- No i ostatnia opcja- trekking samemu wzdłuż torów. Na pewno wymaga jeszcze większego przygotowania i więcej czasu.
O godzinie 3:30 pobudka. Ciemno. Noc. Gwiazdy. Po cichu bierzemy małe plecaki (swoją drogą z dużymi plecakami do Machu Picchu nie wpuszczają), śniadanie na wynos i idziemy na nasz pociąg. Planowany odjazd pociągu o godzinie 5:00. Po krótkim i bardzo rześkim spacerku jesteśmy już na dworcu.
Podróż pociągiem przez Andy jest przyjemnością samą w sobie. Wagony są specjalnie przystosowane do podziwiania górskich widoków. Popijamy poranną kawę i delektujemy się widokami.
Po około 1,5 godzinie docieramy do Aquas Calientes, skąd odjeżdżają autobusy do Machu Picchu.
Kupujemy bilety na autobus i po chwili już w nim siedzimy.
Autobus pnie się w górę bardzo krętymi drogami. Na tyle wąskimi, że gdy spotykamy autobus z przeciwka jest problem z wyminięciem. Dodatkowo szczyty gór są przysłonięte chmurami, co potęguje wrażenie wysokości.
Przed siódmą rano docieramy przed wejście do Machu Picchu. Otrzymujemy mapę i możemy eksplorować ruiny miasta. Na godzinę 10 tą mamy wykupione wejście na górę Wayna Picchu. Mamy więc kilka godzin na spokojne zwiedzanie, zanim zrobi się gorąco i zanim pojawią się tłumy turystów.
Pierwsze co zobaczyliśmy to...chmury. Po chwili zaczęło z nich się wyłaniać starożytne miasto Inków. Zbudowane w XV w. i 100 lat później z niewiadomych przyczyn opuszczone.
Zwiedzanie uprzyjemniały chodzące swobodnie lamy i alpaki.
Miasto jest idealnie wkomponowane w zielone górskie zbocze i otoczone tarasami uprawnymi. Znajduje się tam około 200 budowli z jasnego granitu. Inkowie bardzo dobrze je zaprojektowali pod kątem odprowadzania wody deszczowej. Są kanały i fontanny. Tarasy mają kilka warstw ziemi i piasku, aby absorbować wodę i unikać zalewania niższych obszarów.
Świątynia Trzech Okien:
Główna Świątynia:
Poniżej moje ulubione zdjęcie-zamyślony strażnik.
No i te przepiękne widoki! Robią wrażenie!
Kamień Inti Watana- astronomiczny zegar lub kalendarz.
Przed nami czas na wejście na Wayna Picchu. Wayna Picchu to ta góra po prawej stronie:
Kiedy tak czekaliśmy, aż otworzą nam bramę i zaczną wpuszczać, ogarnęły mnie wątpliwości, czy damy radę tam wejść w tak krótkim czasie. Na wejście i zejście przewidziane są tylko dwie godziny. Góra z dołu wygląda przeogromnie! Szczyt jest na wysokości 2720 m. n.p.n. Obawy dodatkowo się zwiększyły, kiedy zobaczyliśmy grupę wychodzącą z poprzedniej godziny. Ledwo chodzący, z trudem łapiący powietrze i w dodatku umorusani w błocie...
No cóż. Chcieliśmy, to mamy. Bramka otwarta. Składamy podpis i godzinę wejścia na liście. Aby było wiadomo czy ktoś przypadkiem nie został. I w górę!
Rzeczywiście podejście jest dosyć strome, po kamieniach lub schodach. Trzeba mieć trochę kondycji.
Dodatkowe niespodzianki to przeciskanie się przez małą jaskinię i drabina przy wejściu na szczyt.
Na szczęście widoki na szczycie powodują, że zapomina się o zmęczeniu. Widać całe miasto Machu Picchu- małe jakby było zabawkowe. Po lewej stronie kręta droga, którą jeżdżą autobusy z Aquas Calientes.
Po równie wymagającym zejściu, znaleźliśmy odpowiednie miejsce na krótki odpoczynek. Posililiśmy się śniadaniem, które dostaliśmy od przesympatycznej Pani z naszego guest house'u. Słońce było już w pełni i było bardzo gorąco. Pokręciliśmy się jeszcze po mieście Inków, odkrywając kolejne ciekawe miejsca.
Świątynia Słońca.
Dolna część Świątyni Słońca:
Okno w Świątyni służące do astronomicznych obserwacji:
Udaliśmy się w stronę Chaty Strażnika, która niestety znajduje się na szczycie miasta z drugiej strony. Znowu pod górę... Warto było, ponieważ z tego miejsca rozpościera się najbardziej znany widok Machu Picchu-jak z National Geographic. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą byliśmy na szczycie góry naprzeciwko...
Cóż, pozostało nam tylko zrobić kilka ostatnich westchnień do wspaniałego dzieła starożytnych Inków i skierować się z powrotem do Aquas Calientes. Tam mieliśmy jeszcze trochę czasu na obiad i spokojne oczekiwanie na pociąg powrotny do Ollantaytambo.
Na pewno mieliśmy poczucie spełnionego marzenia. Nie zawiedliśmy się. Cieszyliśmy się, że kilkumiesięczne przygotowania się przydały i wszystko poszło zgodnie z planem. Martwiliśmy się tylko, czy następne etapy podróży po Peru będą równie ekscytujące jak Machu Picchu. Okazało się że niepotrzebnie. Ale o tym już w kolejnych postach!
The man with the hat, standing and watching the world is one of the best photos you've ever taken. We've seen a lot of photos together, and that is one that stuck in my memory.
OdpowiedzUsuńThank you! I agree totally! It's my fvt!
Usuń