czwartek, 7 lipca 2016

Niesamowite Peru cz.I. Lima- Peruwiańskie powitanie.

O podróży do Peru marzyliśmy od wielu lat. Przede wszystkim ze względu na Machu Picchu. Każdy, kto interesuje się podróżami, zaginionymi cywilizacjami czy kosmitami na pewno słyszał o tym niesamowitym mieście Państwa Inków.


Ale Peru to nie tylko Machu Picchu. Przekonaliśmy się o tym już na etapie planowania podróży. Trudno było zmieścić w planie wszystko to, co chcielibyśmy zobaczyć. Oczywiście nie udało się odwiedzić wszystkich miejsc- zostało ich  jednak wystarczająco dużo, aby kiedyś tam wrócić.

Naszą podróż zaplanowaliśmy na 3 tygodnie. Zarezerwowaliśmy noclegi, wykupiliśmy bilety na samolot Lima-Cusco. Kupiliśmy bilety na pociąg Peru Rail  z Cusco do Aquas Calientes. (Bilety na ten pociąg  trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem). Resztę pozostawiliśmy w rękach inkaskich Bogów licząc na szczęście i pomoc tubylców.
Poniżej trasa jaką planowaliśmy przebyć:
Lima- Cusco- Ollantaytambo- Puno- Arequipa- Huacachina- Lima.


W końcu przyszedł ten moment-wylądowaliśmy w Limie, stolicy Peru. Mieliśmy tam zarezerwowany nocleg przez portal www.airbnb.pl w domu Franka (link tutaj)

Z lotniska odebrał nas zamówiony przez Franka kierowca i zawiózł bezpośrednio do niego. Pierwszy raz korzystaliśmy z tego rodzaju rezerwacji noclegu. Miało to bardzo dużo plusów.

Już przed podróżą dostaliśmy od Franka mnóstwo informacji o Limie. Co zwiedzić,co zobaczyć, łącznie z mapami, wskazówkami i informacjami o mieście.  Zarezerwował nam taksówkę-jeden problem z głowy.

Po przyjeździe do domu Franka usłyszeliśmy głośne Bienvenidos!  i zostaliśmy mocno wyściskani i wycałowani przez jego Mamę witającą nas w progu.

Po takim powitaniu człowiek nawet przestaje odczuwać zmęczenie po długiej podróży.  A propos. Potrzebowaliśmy kupić wodę i piwo, a nie zdążyliśmy jeszcze wymienić pieniędzy na lokalne sole. Frank zaoferował nam swoją pomoc. Pożyczył nam na nasze potrzeby pierwszego rzędu. Miło z jego strony, prawda?
Później zaprowadził nas również do zaufanego miejsca, w którym mogliśmy wymienić pieniądze. Co ciekawe w tamtejszych kantorach-przy wymianie Pan przybija małą pieczątkę na każdym banknocie. Żeby było wiadomo do kogo wrócić, jakby był fałszywy. Dobre, nie?

Aha-i jeszcze jedno-kiedy na drugi dzień pojechaliśmy zwiedzać miasto, Frank pożyczył nam swoją kartę autobusową, dzięki czemu przejazdy były o wiele łatwiejsze. Odprowadził nas również na przystanek i wytłumaczył, w którą stronę i czym mamy jechać. Zdecydowanie więcej plusów niż zwykły pokój w hotelu. Rekomendujemy!

Lima to największe miasto w Peru. Mieszka tam ponad 7 mln mieszkańców.  Nawet nie liczyliśmy na to, że je całe zwiedzimy. Bardziej zależało nam aby trochę poczuć jego klimat. Nie śpieszyć się.

Okazało się, że mamy całkiem blisko do Plaza de Armas. Centralnego placu w mieście położonego w jego najstarszej części. Przejechaliśmy autobusem zaledwie kilka przystanków.




W centralnej części Plaza de Armas znajduje się przepiękna fontanna z brązu z 1650 roku.



 Przy placu znajduje się Katedra zbudowana na zlecenie Francisca Pizarra w 1535 roku.



Pizarro podbił Imperium Inków, i założył miasto Lima.


W Katedrze znajdują się też jego szczątki.





W Katedrze można zejść do katakumb- w tamtych czasach nie było cmentarzy i zmarłych chowano właśnie pod katedrami.


Po wyjściu z Katedry natknęliśmy się na zmianę warty przed Pałacem Gubernatora-siedziby Prezydenta Peru.




Nawet lokalni byli bardzo zainteresowani.


Ponieważ było już bardzo gorąco- poszliśmy zobaczyć jeszcze jeden klasztor- Klasztor Św. Franciszka.



Klasztor przepiękny. Niestety nie mogliśmy robić w środku zdjęć. Zrobiłem tylko zdjęcie XVII wiecznych płytek, którymi został w środku wyłożony:


Zwiedziliśmy mieszczące się pod klasztorem katakumby, w których odkryto w 1943 roku tysiące czaszek i kości. Podobno ponad 25 000 osób zostało tam pochowanych. Krypty przetrwały wszystkie trzęsienia ziemi. Wrażenia niesamowite.

Nie pozostało nam nic innego jak tylko się napić. No i coś zjeść. Po raz pierwszy spróbowaliśmy lokalne piwo Cusquena. Towarzyszyło nam w zasadzie przez cały wyjazd.



Dodatkowo należało spróbować Pisco Sour. To peruwiański drink na bazie alkoholu pisco (z winogron), limonki, białka jajka i gorzkiego likieru. Nie był zły, ale do gustu nam nie przypadł.


Na kolacje zjedliśmy w poleconej przez Franka lokalnej knajpce-Arroz a la Cubana. Pycha!


Kolejnego dnia czekał nas lot do Cusco i kolejne wrażenia. O tym w następnej części! 

3 komentarze:

  1. Looking at the map, you drank only in one place. :) True?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. That was the plan only 😀If I will put beer sign 🍺 you will see nothing else 😀

      Usuń
  2. Cudownie czytało się relacje i oglądało zdjęcia. Przez moment mogliśmy się poczuć, jakbyśmy znowu byli w Peru :)

    OdpowiedzUsuń